fbpx

W tym odcinku dzielę się swoją historią życia z psami – moimi dwoma niezwykłymi towarzyszkami, Etną i Mimi.

Opowiadam, jak relacje z nimi pomogły mi odkrywać siebie, zbliżyć się do wewnętrznego dziecka, a także nauczyć się komunikacji, która wykracza poza słowa. Dowiesz się, jak psy mogą być nie tylko przyjaciółmi, ale też nauczycielami, terapeutami i źródłem codziennej radości.

Razem z Wami zastanawiam się nad tym, jak bliskie relacje ze zwierzętami mogą wpływać na nasze życie i wspierają procesy wewnętrznego rozwoju. Jeśli czujesz, że Twoje zwierzaki to coś więcej niż „tylko zwierzęta”, to ten odcinek jest właśnie dla Ciebie. 

📌 O czym usłyszysz?

00:00 – Wprowadzenie
1:41 -Historia mojej relacji z psami
5:45 – Psy jako lustro osobowości i narzędzia rozwoju
8:40 – Psy jako członkowie rodziny
12:13 – Terapia i rozwój emocjonalny z psami
18:10 – Wspólne życie z psami
22:40 – Psy jako wsparcie emocjonalne
30:00 – Psy jako element życia codziennego
39:39 – Wpływ psów na innych i granice w relacjach

Transkrypt Odcinka "Czułość, miłość, system nerwowy - czyli jak psy wpływają na nasze życie"

Cześć, witajcie. Dzisiaj chcę opowiedzieć wam o relacji z psem. lub z psami w moim przypadku. Jest zainspirowana rozmową z Maritą, która już jest dostępna na platformach. na temat bliskości, relacji z psami.

Marita była moją nauczycielką tropienia, tropienia dla wrażliwych psów z moją pierwszą suczką Etną. Chciałabym dzisiaj trochę powiedzieć o tym, jakie jest moje doświadczenie psów. Bo… ponieważ pochodzę z domu, w którym były psy, ale raczej były na dworze. Wychodziłam z nimi na spacery, miałam jakąś relację, ale raczej była taka relacja człowiek-pies, tak bym chyba to nazwała.

A teraz, w dorosłym życiu, kiedy już osiedliłam się na tyle, że mój styl życia pozwolił mi podjąć to ryzyko i wyzwanie spełnienia tego marzenia, żeby mieć zwierzaka, wzięłam szczeniaczkę do domu pięć lat temu, koker spanielkę. A po czterech latach wzięłam kolejną koker spanielkę. No i tym sposobem mam dwie. Jedna czarna, druga biało-czarna. Wyglądają jak yin and yang. Tak też odwierciedlają to ich charaktery. Bardzo na dwóch odległych od siebie ekstremach. Nawet jest to pokazane za każdym razem jak idę na spacerze na smyczy flexi i mam swój własny patent tak, żeby utrzymać dwie smycze w jednej ręce i mieć drugą wolną. I wtedy zawsze ta biała mimi jest maksymalnie do przodu. Wyciągnięta i gna do przodu, a Etna jest maksymalnie z tyłu i sobie węszy każdy zapaszek, każde źdźbło trawki. I przede wszystkim one dwie dla mnie odzwierciedlają bardzo mocno moje części, mnie.

Bo Etna, jak się pojawiła 5 lat temu, ja byłam wtedy w procesie odkrywania, zapoznawania się z wewnętrznym dzieckiem, z małą Ewą we mnie, z tą częścią wrażliwą, tą częścią jeszcze z nie aż tak grubą skórą. tą częścią pod spodem, obudowaną przez lata murem jakimś wewnętrznym, tą częścią, która jest taką esencją. I w tym procesie Etna jest dla mnie do tej pory, a wtedy, w tym konkretnym okresie, była absolutnym cudem, który się pojawił na linii mojego życia, dosłownie, bo ona przyszła i była jak klucz, idealnie pasujący meander zamka do mojego serca. które ja próbowałam otwierać bardziej, otwierać się na miłość, otwierać się na miłość do siebie.

Ja byłam wtedy w miejscu dość wielkiej wojny wewnętrznej, raczej nielubienia, nienawidzenia siebie niż… i bycia dla siebie wrogiem niż wsparciem. Nadal mam takie części i ta moja część taka bezpieczna we mnie, tamta ja, ta moja esencja jest dużo też silniejsza teraz. Więc Etnusia była dla mnie takim przewodnikiem, przewodniczką po w ogóle porozmawianiu się z moim ciałem. Bo się okazało, że ona reaguje na ciało, a nie na słowo. Ja to niby wiedziałam na poziomie głowy, ale szczerze raczej do niej mówiłam i do tej pory czasem się łapię na tym po pięciu latach, że mówię do niej „możesz, możesz, wskakuj, go!” Jest taką miną zatroskaną, że czemu ona tak długo nie wskakuje na sofę, a ona się wtedy waha, a jak tylko kiwnę jej głową, to ona od razu hop i wskakuje. To jest dla mnie absolutnie niesamowite, poznawać język naszego wspólnego porozumienia, tego, że się rozumiemy bez słów.

Ja też jestem typem, typem może, może należę do jakiejś grupy, może nie. Ale wiem, że też się mówi dużo o tym, że pokolenie milenialsów, którzy, mają mniej dzieci, a więcej psów, które traktują jak dzieci. I tak, ja jestem dokładnie tą osobą. Próbowałam się kiedyś tego wstydzić, ale nie opyla się. I tak jestem tą osobą, która jest psią mamą, która ma dwie psie córki, moje towarzyszki życia, kumpelki, wyzwalaczki emocji, kojące, termoforki, przytulasy. To ile ja mam dotyku, odkąd mam psa i odkąd mam dwa, to jest po prostu remedium na takie poczucie braku dotyku, po prostu zwykłego dotyku ludzkiego.

Jeśli jest się długo singlem, albo może też jest w takim domu, w którym się nie dotyka, no to można to odczuć. i dotyk z psem, który jest non-stop i jestem pełen pełen takiego ich ciepła i dosłownego, bo mają dwa stopnie więcej niż my, temperatura ciała i tego ciepła serca. Dla mnie to są serducha, które są w futerku. No i teraz mamy różne perspektywy, bo Etnusia uważa, że że ona jest…

Ona po prostu ma inny skafander, ale ona się zalicza do „człowieków” bardziej niż do psów. Może to jest moja personifikacja Etny i jednocześnie jej zachowania codzienne królowej, ten charakter dostojny, a czasami szalony i wybuchający. Jakby to pokazuje, to potwierdza. Więc jakby niedowierzanie temu, że ona taka jest, że to jest wymysł mój z wyobraźni, że ja sobie dubbinguję psy i nadinterpretuję to, że pies chce wyjść, jeść, sracie, bawić się, no ma te kilka podstawowych eksplorować potrzeb. I że tam jest coś więcej, to tak, to jest moja interpretacja. Ja wybieram Wybieram tak żyć, bo podoba mi się takie życie. Jest ono dużo bogatsze i kolorowe.

Tak, więc taki jest background bycia, wystawiania dwóch psów. Pierwsza Etna dla mnie nauczycielka wrażliwości i kontaktu ze sobą. Wtedy byłam w terapii poznawczej, behawioralnej, zaczynałam tą ścieżkę i bardzo ciężko mi było mieć dostęp do swojej wewnętrznej dziewczynki, dziecka we mnie. A jak ona się czasem pojawiała już, to raczej nie czuła się bezpiecznie w moim towarzystwie. Raczej była w kącie i pachała. I ja się na nią wkurwiałam, że jest beksą. Takie to było też. Smutno mi się robi na tą myśl. Tak. I ona już nie jest Beksą. I czasem jest. I nie jest już smutna w końcu, naprawdę. I jesteśmy zaopiekowane.

Ja wznosiłam przez te pięć lat mocno swoją wewnętrzną, dojrzałą kobietę. Lub dojrzewającą. I właśnie w tym bardzo pomogły mi psy. Prawdopodobnie dzieci też właśnie z tym samym darem przychodzą. Jak usłyszałam na mojej terapii, to to, że mi włączały się wszystkie schematy, sposoby radzenia sobie, albo nie radzenia sobie bardziej, tak jak przy pierwszym dziecku. Więc to było jakieś takie bardzo aktywne dla mnie i też świadome. Tak, więc sobie z Etnusią byłyśmy, ułożyłyśmy sobie pięknie nasze wspólne życie. Ona po prostu ze mną wszędzie jeździła, nawet na warsztaty, wyjazdy.

Nazywaliśmy ją psią szamanką. Ponieważ naprawdę jest wyjątkowa. Patrzy z jej oczu, bije po prostu taka głębie. I pewnie to jest moja miłość do psa przemawiająca. Bo pewnie każdy… Wyobrażam sobie, że jest nas więcej. I jeśli tak, to podnieście rękę, dajcie znać. że też widzicie w psach istotę, istotę czującą, istotę, która zamieszkuje tą samą przestrzeń, która jest na nam jakby równorzędna.

Nie chodzi o to, że psy wchodzą na głowę i sobie robią, co chcą. Mamy po prostu zasady, jakieś nasze wspólne życia razem. ale staram się bardzo, aby wszystkich potrzeby były zaspokojone. I moje, i mojego zasilania, mojego czasu bez nich, i z nimi, i czasu wspólnego, i wspólnej zabawy, i ich zabawy, i ich eksploracji, i tego, żeby były wybiegane, żeby się czuł dobrze po prostu. To jest w takim dużym dbaniu o dobrostan wszystkich domowników, I wtedy jak już ten proces tak trochę ucichł, no to pojawiło się w moim sercu wyłanie od drugiego psa.

Wiedziałam, że chcę białą, nakrapianą, żeby właśnie był ten in young jakoś to było dla mnie z mojej wizji widocznej, wizji tego marzenia, które zasilałam przez kolejny rok i później może więcej, aż go nie zrealizowałam, dosyć impulsywnie i raptownie. Po długim okresie takim przygotowania, o szukanie odpowiedniego miejsca, wyobrażania sobie tego. I wiecie, byłam w takim… Byłam w takim miejscu, wizji takiej wspaniałej, że moje dwa psy o zachodzącym słońcu na plaży biegną razem, się bawią, kochają, mają interakcje, są mega funfelkami, zajebistymi siostrami. I tak to się wydarzyło. Po roku. Po roku.

ciężko mi było w to wierzyć, że naprawdę to widzę, bo już trochę straciłam nadzieję przez tą chwilę. Po Roku. Wszystkie moje kolejne kolejne warstwy iluzji, jakieś w głowie wizji, projekcji po prostu odpadały jak jedna za drugą w związku z przybyciem Mimi, która wpadła do naszej do naszego takiego umoszczonego gniazdka z Etnusią, wpadła Mimi huragan, huragan emocji, powietrza. Tu, tu, tu, tam jest jak Pershing, jest jak struś pędzi wiatr, jest jej wszędzie dużo, skacze wysoko, jest po prostu totalnym przeciwieństwem Etny.

W tym momencie przychodzi do nas z domu, więc mój system nerwowy… Wow! Ogromne przestawienie się. Nie wiedziałam, jak się nazywam przez dwa miesiące. Duże to było dla mnie. To było dla mnie trudne.

Potrzebowałam więcej wsparcia. I zaczęłam go sobie szukać. I dzięki temu, że mam dwa psy, to jestem też bardziej połączona. Zasilona też… ze społeczności, czy to moich bliskich, czy przyjaciół, czy nawet osób, którym płacę za to, że zajmują się, też wychodzą na przykład czasem z moimi psami, czy są psim hotelem i pozwalają mi nadal żyć takim życiem dosyć wolnym i wyjazdowym. który jest dla mnie ważny. I jest też dla mnie takim miejscem zasilenia, odpoczynku od psów.

I też zauważyłam, że szczególnie przy dwóch psach, co kilka, myślę, że tak co dwa, trzy miesiące, bardzo potrzebuję resetu. I potrzebuję być bez psów, bez tego patrzenia dookoła, sprawdzania terenu. skanowania, czy zyskiesz jedno-dwóch psów, czy możemy przejść, czy… No takiego życia. Bo… bo tutaj przy drugim psie odpadł mi też bardzo duży mój własny taki standard. Trochę stety, trochę niestety, bo musiałam odpuścić jakąś taką spiętą dupę, że muszę być jakaś, że moje psy to nigdy nie będą chodziły na fleksji, bo to jest jakieś… rozpuszczające ich i faktycznie zauważam, że to zmniejsza kontakt i jednocześnie jak mówię do nich i są na fleksji, to zwiększa moją wygodę dużo bardziej i przy dwóch psach ta wygoda dla mnie jest dużo ważniejsza.

Żebym ja mogła być dla nich też w zasileniu. a nie na nie się jeszcze denerwować. Bo widzę, jakie to jest proste wpaść taką w pułapkę, że np. wkurzam się na psa. To jest gówno prawda. to jest pies, to jest Etna, to jest Mimi, które siedzą. Są dla mnie z otwartym serduchem, ja się na nią wkurwiam, dlatego, że ja mam w sobie bardzo dużo jakiejś złości, której nie chcę widzieć. Więc one są dla mnie odbiciem, odbiciem emocji, po prostu. I przede wszystkim zajebistym nauczycielem tego. Jeśli jesteście w miejscu, może na przykład nie macie dostępu do swoich emocji za bardzo, albo nie umiecie ich jeszcze nazwać, albo poczuć, dać sobie w ogóle poczuć, bo znałam takie miejsce i to pies jest wspaniałym towarzyszem na to i lustrem.

Ale właśnie z miejsca, kiedy się patrzymy na niego jako lustro dla nas, Były momenty, opowiadam też o tym właśnie w odcinku z Maritą, że Etna mi pokazywała, jak ja się czuję, zanim ja miałam w ogóle do tego dostęp, bo ja się długo tego uczyłam. To był taki proces, myślę, że dwuletni może. Nadal się uczę, ale czuję się bardziej płynna już. Nie jestem takim żółtodziobem totalnym. Z ciemnogrodu emocjonalnego, jak lubiłam siebie nazywać.

Tak, kolejna rzecz, która jest takim wyznacznikiem dla mnie, wyznacznikiem czymś, żeby to nazwać nawet korzyścią, ale chyba nie chciałabym w takich kategoriach korzyści i niekorzyści rozważać tego tematu. Mimi, psinka huragan, stróż pędzi wiatr, jest ze mną półtorej roku i wraz z nią całkowicie zmieniła się dynamika w moim domu. Wcześniej byłam ja plus Etna, plus okazjonalnie partner. Później przyszła Mimi i… Mimi to nie było plus jeden. Mi się wydawało, że to jest plus dziesięć. A tak naprawdę no plus pięć. Nie koloryzując i to chyba faktycznie jest prawda, że to jest już trzy silnia. Czyli jeden razy dwa, razy trzy, czyli sześć. I takie to było moje odczucie, że na tym uposzczyznach to się zmieniło. I tyle było, tyle nowych kombinacji relacyjnych doszło. I świadkowanie temu, doświadczanie tego dla mnie jest ultra. przyjemnym procesem, zabawnym, śmiesznym, ciekawym, interesującym, sprawiającym, że to jest jakaś taka moja codzienność jest barwna.

Chciałabym powiedzieć o dwóch tematach, które mi się cisną na gardło teraz, czyli jedno o Mimi i o jej pokochaniu i o I to już jest nieważne. O Mimi. Mimi jak przyszła… Dla mnie była bardzo przestymulowująca. Ciężko mi było sobie poradzić z ilością jej energii. Z energii w domu, z energii na spacerach.

Prawdopodobnie to jest standardowy uszczeniaka i wyszło wtedy, że prawdopodobnie miałam bardzo niestandardowego uszczeniaka w związku z etną. Co nie pomagało jakoś mi w poradzeniu sobie, bo nie miałam tego doświadczenia. I to sprawiało, ta ilość jej energii i tej stymulacji i tego, że miałam też ogromne poczucie winy, że zaniedbuje etnę w tej relacji, że okej, może i miłości starczy, ale mojej uwagi, podzielności, bycia takiego jakościowego razem nie. I faktycznie to się zmieniło. Każda relacja, nasza relacja też się zmieniła na inną, też piękną. i moja relacja z Mimi, tak jak w porównaniu, niby chciałam nie porównywać, ale porównywałam cały czas.

Wporównaniu z Etną to było tak, a Petna to się uczyła sikać w 10 dni, a Mimi już 3 miesiące. Na, na, na, na, na. Nie pomagałam sobie chyba w tym procesie za bardzo. Etnusia, jak przyszła, ona otworzyła mi od razu serce. Po prostu. Moje serce od razu się rozpuściło. Każdy mur. Po prostu. Od razu. Wielka miłość. Mogłam ją przytulać non-stop na sercu. Leżałam jej… Do tej pory leży, ale do szczeniaka non-stop. No teraz jestem w taki moment przerywnika, dosyć intensywnego zapachowego, bo rzeżę w wannie i niestety czuję zapach kupy. To się zdarza. Czasem jeszcze. Rzadziej niż kiedyś. Nie no, praktycznie nie, ale tak razem dwa tygodnie mam kupę w domu z różnych przyczyn, czy to biegunki, czy to ocieczki, czy tam różnych innych.

Więc ewidentnie tematy moje dziewczyny rozpracowują również. Po zapachu też poznaję, że to jest skupa Mimi. Mimi dla mnie było trudno kochać. Przychodziło mi takie… takie zdanie z tyłu głowy, tak mi trudno Cię pokochać. I ono było dla mnie bardzo trudne, żeby w ogóle je poczuć, przeżyć, usłyszeć, bo bardzo się przed tym wyzbraniałam.

Mówiłam, no jak to, no jak to, piesek, no kochaj, kochaj, nie? Czułam się tak wyczerpana fizycznie, emocjonalnie, to dużo mnie kosztowało, no była głośna też i… I miałam to okropne zdanie z tyłu głowy. I też miałam poczucie wina, że je mam. I… I zaczęłam w to wchodzić, oczywiście. Ona była dla mnie lustrem. Oczywiście mówiła o… O tym, że… Mnie też kiedyś było trudno pokochać. Że ja byłam po tej stronie.

Wiem, jak to jest. Jakie to jest też trudne. jak się zamykasz coraz bardziej i budujesz swój mur. I ten mur mi ma cały czas tylko dla najbliższych. Naprawdę pokazuje taką swoją, takie swoje wewnętrzne ciepełko, czułość, przytulaskość. Jest po prostu mega słodziorem. I ona też mi pokazuje tę część mnie, którą tak trudno było mi zaakceptować w sobie. Tę część, która tak naprawdę raczej była lubiana na zewnątrz, raczej była rozrywkowa, entuzjastyczna, ale też ona się wiązała ze mną, we mnie, z tą częścią, z cierpieniem, z cierpieniem samotności, tego, że nikt mnie naprawdę nie zna. że ja mam jakiś taki mur dookoła i jestem taka zabawawa, haha, hihi, ale w środku się czuję smutna i nie mam komu tego powiedzieć. I ja przez te wszystkie takie sobie nadane jakieś przekonania, które nie są prawdą, Powtarzam, nie są prawdą.

Raczej są protektorem, raczej są właśnie tym murem obronnym, który sam w sobie, jakby nie popatrzeć na niego, jakby jakiś koszt jego posiadania, To On jest dla nas i nam służy. I służył. Bez Niego nie przeżylibyśmy pewnie kiedyś. A teraz On nadal po prostu jest. I w intencji ma nasze najwyższe dobro. Tylko może nie w tej formie. Nie takiej myślnej. To jest tak samo, tyle samo energii, albo może i więcej, nawet mam wrażenie, życiowej pracy na te myśli, które są… Każda myśl, powiedzmy, ona waży tyle samo. Trochę dochodzę do wniosku ostatnio, że się nie opyla tak siebie faszerować tym syfem. Tym syfem myślowym. Tym myśleniem, jak zawsze i nigdy. To są te generalizacje, które raczej z psychologicznego punktu widzenia, raczej wskazują na miejsce bólu, na traumę, na wspomnienie, którym coś ogrzęzło energię życiowa.

Jakby sobie wyobrażać, że pojawia się wtedy taki wielki potwór, ale on nie jest straszny, on jest taki jak wielki obrońca, jak z tej bajki Potwory i Spółka. I ja się trochę w tym takim… w procesie dotykania tej wewnętrznej dziewczynki. Czułam się trochę właśnie jak ta dziewczynka z tej bajki Potwora i spółka plus taki wielki, włochaty, super ochraniacz, który staje. I ja się uczyłam trochę nim zarządzać. Mówić, okej, teraz jest okej, jeszcze nie trzeba. Teraz mogę, tak. Teraz mogę trochę opuścić okno, opuścić murę, tak. Mogę być bezpiecznie. I on naprawdę zaczął się przemieniać w tego, który mnie wspiera. Trzymał mi przestrzeń, że to ja jestem. Ja mogę się poczuć bezpiecznie w środku, a nie z armatą na zewnątrz. Świat nie jest moim wrogiem. To jest dla mnie ultra ciekawe, że to się tak łączy z tematem relacji, relacyjności psów, tego właśnie lustra. I tego ile reakcji u psa widzę, takich, które są moimi reakcjami, które dają mi do zastanowienia, hej, ja też tak robię, wow. Więc to jest chyba taki odcinek oda do psów. Jest jeszcze mnóstwo korzyści, jeśli chcielibyśmy mówić o korzyściach. Chociaż wiem, że nie chciałam, ale poznałam dzięki moim psom mnóstwo ludzi. mnóstwo fajnych ludzi, którzy też mają psy i którzy też są z nimi blisko i którym też zależy na ich dobrostanie. I którzy są często bardzo ciekawymi, zajawkowymi, super ludźmi.

I to wychodzenie na spacery na osiedlu jest dla mnie jest dla mnie większą przyjemnością, dlatego że czuję się bardziej w społeczności. Bo co chwilę, co jakiś czas mówię, cześć, dzień dobry, witaj. Przedstawiam się, albo już się znamy, albo już się śmiejemy, albo już się umawiamy na spacerę i zaprzyjaźniamy się. I te psy nie przyniosły mi tylko więzi człowiek-pies, tych dwóch relacji. One mnie przyniosły też Relacje z innymi przyniosły mi też nowe miejsca, nowy sposób życia. Tego, że jestem dużo więcej w naturze. Tego, że lubię to. Tego, że te ich potrzeby ruchu, eksploracji, bycia w naturze, resetu są tak samo moimi potrzebami, które często negowałam, albo umniejszałam, albo olewałam. No a teraz trochę nie mam tej wymówki. I dwa, zauważam, że to jest też dla mnie dobre po prostu. No kocham, pokochałam psy. Naprawdę pokochałam.

Mimo, że byłam kociarą, wiecie, miałam w większym momencie 11 lub 16 kotów, nie pamiętam dokładnie, ale było ich wiele i ja je wszystkie przygarniałam z ulicy, a one się później kociły. Przyjmowałam porody u mnie w łóżku, w wersalce jeszcze za dzieciaka, czy w szafie, na pierzynie. To było przygód niemiara. A teraz… Teraz jestem na… bliżej psów. Bardzo respektuję koty, bardzo się im kłaniam, ogromną istotą. I zauważam też, że to jest też takie spójne z tym, czego ja potrzebuję w życiu.

Teraz jestem takim bardziej poczuciem przynależności i bezpieczeństwa relacji. I pies mi to daje instynktownie. To jest wbudowane w psa. ta lojalność i wierność i tego, że jest przy mnie i chce być przy mnie. i zawsze się cieszę na mój widok. Nie wiem, czy tak w każdej relacji jest, ale to mi daje takie po prostu bycie psem, daje mi bardzo duże poczucie bezpieczeństwa w moim systemie nerwowym, czuję to. Zauważam też w sobie, że jestem spokojniejsza, że jestem bardziej ugruntowana. One mnie naprawdę trzymają w to i teraz, bo Ja mam tendencje takie artystyczne do odlatywania na przykład w zajawki. Tu też jest pewnie ADHD. Zwał jak zwał, lubię to robić. Na przykład jak maluję obrazy, to potrafię trzy dni zapominać o Bożym świecie, a nie jeść. Po prostu wejść głęboko w mój proces kreatywny, twórczy i być w tym swoim miejscu zasilenia i kreacji. I wtedy te psy naprawdę nadają mi rytm dnia. Trzymają mnie trochę w ryzach, co jest dla mnie zdrowe. Zastanawiam się, czy mam jeszcze coś do powiedzenia na temat psów. Bardzo dużo słyszałam przed wzięciem psa, że to jest taki wielki obowiązek, że to trzeba wychodzić, że to takie trudne, że karmić, że kosztuje, że bla, bla, bla. Te wszystkie wymówki, żeby nie brać psa, jak ktoś nie chce.

I ja zauważam, że to jest dla mnie… Czasem neutralne, a czasem bardzo przyjemne. Dbać o nie. Neutralne, a czasem wkurwiające też, jak muszę tą kupę z dywanu zadrzeć. Albo na sygnale jechać do weta o północy. Tfu tfu, rzadko się to wydarza i już kłota wykorzystane. No co tu dużo mówić, to są najbliższe mi istoty. Najbliższe mi istoty na tej ziemi. Z wieloma… Nikt mnie nie zna tak dobrze jak one. Nie znają takiej prawdziwej, autentycznej wersji mnie, która… kiedy nikt nie patrzy, nawet ja sama. takiej bezpowinności, tej laniuszkowatej, tej, która bałagani i im w ogóle to nie przeszkadza. Kompletnie. Że leżą rzeczy na ziemi przez 2-3 dni. I tej, która sprząta upoczywie i próbuje mieć ten porządek i cały czas wpada w cykl bałaganu i porządku.

One mnie w ogóle nie oceniają. Jako to ja nie jestem. I przy moim takim rozbudowanym wewnętrznym krytyku, to jest mega ukojenie. Jeszcze jedno chciałabym powiedzieć, bo one są też towarzyszkami moich podróży, kamperem ostatnie miesiące. I mamy dużo przygód, zwiedzamy różne miejsca. I odwiedzamy też różnych ludzi, znajomych, bliskich. Po prostu mi towarzyszą w moim stylu życia. I zauważam, jak bardzo one zmieniają przestrzeń. Jak bardzo one zmiękczają przestrzeń. W 90% przypadków. jakie są, może nawet w dziewięćdziesięciu ośmiu. Nie zawsze. Są przypadki, kiedy to jest trudne. Zauważyłam, że wtedy, kiedy ktoś z drugiej strony boi się psa albo widzi go jako istotę brudzącą, wkurwiającą, niepewną, niebezpieczną, to wtedy jest trudno. Wtedy naprawdę moje psy to bardzo odczuwają i naprawdę się zachowują trudniej, gorzej. W takim sensie, że na przykład szczekają, ujadają, warczą. Czują to po prostu. I jakby to nie pomaga na tę taką pętelkę cyklu.

Ale w większości przypadków No to jest dla mnie ultra sztos. To, że one po prostu zmiękczają serducha. Gdziekolwiek my idziemy, gdziekolwiek my jesteśmy, one łączą.

Dosłownie łączą. Szczególnie jedna lubi się położyć, żeby dotykać jedną i drugą osobę naraz. I staje się mostem łączącym. To jest ciekawe i piękne. I też uczę się z nimi stawiania granic, bo np. ten most łączący Etna między mną a moim partnerem jest fajne w niektórych momentach, a w niektórych, no, hello. Nie. To jakby ustawieniowo nie pasuje mi to, że jest pies pomiędzy moim partnerem, intymnym, romantycznym kuchankiem, przyjacielem życiowym. I ustawiam to inaczej. Więc… Więc to też jest dla mnie bardzo ciekawe, jak one reagują na granice, na moje nie i Mimi ulala chyba to właśnie było najtrudniejsze dla mnie początkowo ona po prostu miała za nic moje nie jedno się powiedziałam raz nie i ona okej no dobra a Mimi potrafiła mówić 10 razy i ona cholera w ogóle nie słuchała aż się wydarłam i bardzo nie jestem z tego dumna ale Nie umiem inaczej. Naprawdę jest ale. Może to jest jakaś wymówka dla mnie i jednocześnie to było dla mnie tak trudne, że musiałam znaleźć jakiś wspólny język tego, żeby ona rozumiała moje nie i żeby ona nie była agresywna. Więc ona we mnie wyzwalała tonę, tonę takich różnych trudnych emocji. Ciężko mi było z tym początkowo. Tak. Więc uczą nauczycielki życia na mnie. Psy to nauczyciele życia.

Absolutnie tak. Kocham ich charaktery, miny. Kocham ich spotkania. Kocham to, że psy sobie wąchają dupę. Od razu przy pierwszym spotkaniu. To nie ma ściemy, nie mam maski, nie podoba mi się to warcze. Nie chcę tutaj być, to odejdę. Chcę przytulasa, to przyjdę. I albo go sobie wezmę, albo o niego poproszę. Chcę jeść, to przyjdę i poproszę. Albo zrobię, wykonam swój ultra super gest żebrania o żarcie, bo wiem, że to działa cuda. Taka autentyczność dla mnie jest po prostu fenomenalna i nic tylko się o niej uczuć. Bola. Także Oda dla psa, dla relacji człowiek-pies, pies-człowiek, pies-pies i wszystkie istoty. Aho. Taki to odcineczek. Ciekawe czy coś z tego wyszło. 40 minut nagrałam. Fuck. Ok. No dobra, zobaczę.

Dobra, to już jest koniec odcinka. Koniec! Teraz już poruszę wodą. Woda wystygła. Ja się nagadałam, jest pierwsza wnątrz pewnie albo później. Uch, tak. Wdzięczność. Wdzięczność, wdzięczność, dziękuję wam. Naprawdę odczuwam wręcz trochę luz w ciele. I tak podświadomie trochę szukam tego krytyka, który mówi, nie, no to na pewno nie możesz połysieć, co ty tam napierdoliłaś znowu. Struktury nie ma. Wnętrza po prostu płyną Ci słowa. Nie wstydzisz się tego? Wiecie, jeśli wierzyć w znaki, to po prostu mam teraz przed sobą tak piękny widok. Zaraz temu zrobię zdjęcie na moją szafę. Szafę w łazience. Jest tam naklejka taka. Reprodukcją Banksy’ego. Pewnie znacie taką dziewczynkę z polanikiem czerwowym. Ona jest właśnie dla mnie dokładnie symbolem tej mojej wewnętrznej dziewczynki. Jedno to jest ten symbol, a dwie rzeczy, które się pojawiają, trzy w tym widoku, które są dla mnie ultra symboliczne, to to, że ja mam jakoś naklejkę z tyłu i tam jest podświetlona, jest włączona pralka, czeka na swoją kolej i ma światło włączone i podświetla troszeczkę kawałek przed tą dziewczynką. I wygląda jakby z ręki jej spadł łańcuch. I to już samo w sobie zawsze jest dla mnie jakoś bardzo symboliczne, jak spojrzę na to miejsce, takiego właśnie symbolu uwolnienia z tych wewnętrznych kajdan. wewnętrznego matriksa tych szufladek, tych struktur, w których jesteśmy, w których ja jestem, tych przekonań, które wkładają w jakieś tunelowe myślenie i sprawiają, że ja nie widzę tego, co jest, naprawdę. Nie widzę wsparcia, nie widzę miłości, nie czuję.

Zamykam się w jakimś cierpieniu samotnym. te kajdany. Ona je tutaj ma i to podświetlenie sprawia, że wygląda jakby one naprawdę spadały i jakby ona się od nich uwalniała. I najczęściej to jest ten widok. Jest jeszcze druga część, to jest światło. Mam podświetlenie LED-owe i ono jest takie malinowo-różowe. Dla mnie ten kolor jest symbolem miłości. Miłości matczynej, bezwarunkowej. Moja mama zawsze do mnie przychodzi w tym kolorze.

Tak sobie ustalibyśmy. Esencja mojej mamy, która… Mojej mamy, która zmarła pięć lat temu. I dzisiaj jeszcze wam postawiłam świeczkę na umywalce. I ta świeczka odbija się w tej szybie. I jest dokładnie w miejscu serca tej dziewczynki. Pali się ogień. Wow.

Przypadek? Nie sądzę. Jak to ostatnio się uczę. Przypominać sobie wdzięczności.

Mannie z nieba. To jest jeden z tych momentów. Także dziękuję, wdzięczność za Ciebie, za wysłuchanie tego podcastu, za bycie ze mną, dzielenie tej chwili. Mam nadzieję, że jest Ci dobrze, że… że jest Ci dobrze, tak, niech Ci zawsze będzie dobrze.

Jeśli masz też swoje doświadczenia z relacji z psami, z Twojego podejścia, Twojej perspektywy, to zapraszam, podziel się po komentarzu. lub też nawet chętniej, bo mam raczej takie postanowienie, że komentarze nie sprawdzam regularnie, a za to jestem dostępna na skrzynce mailowej. Hello@BliskoSiebieRazem.pl

Wystarczy zapisać się do newslettera i na każdy e-mail możesz odpowiedzieć ze swoją perspektywą. I obiecuję Ci, że z mojej strony każdy e-mail będzie przeczytany. Tak, oferuję Mu Tobie, moją ważność, moją obecność. I zapraszam, jest ta przestrzeń. Tak, voilà. I wdzięczę dla mnie, dla ognia. Dla mnie, że to zrobiłam. Mimo, że się bardzo bałam dzisiaj, miałam bardzo duże rozstrojenie myśli przed Właśnie weszłam do wanny, jest późno, jutro czekamy, duży, bardzo intensywny dzień. Z ilością zadań na tutuliście jutro.

Weszłam do wanny jeszcze się zasilić. I nawet musiałam się cała zanurzyć, ponieważ mam tyle myśli w głowie, chcąc nagrać. Ja ten podcast przygotuję, przygotować się już do tego kolejnego mojego tygodnia. Więc… Tak, dziękuję sobie, że się wstawiłam do tego. Że zrobiłam ten krok, wiesz, taki kroklip taki. I mam też sobie taki głos, który próbuję umniejszać, który próbuję mówić. No weź, nie przesadzaj, to nie jest takie trudne, nie? No ile osób się nagrywa, ile osób mówi coś od siebie. I… I jednocześnie…

To jest dla mnie krok. To jest dla mnie krok, który chcę uznać też. Tak. Takie to jest. O, przyszłaś z jedną nią? Sprawdź, co tutaj się dzieje, kochanie. Przyszłaś, wiesz o czym się nagrywałam, wiesz o czym, nie? O tobie, o tobie, tak.

Jeszcze jedna PS do tego podcastu o psiakach. Ja do nich mówię, kocham cię non-stop. To są jedne istoty, prawie, do których… Kocham cię, który dosyć ciężko mi przechodził przez gardło, przez większość mojego życia. Bałam się to wypowiadać. Bałam się jakby rangi tych słów. To przy psach, mówię do nich codziennie i naprawdę uczę się kochać. Okazywać i czynem, i słowem, i gestem. I przyjmować. Tak. Dobre to jest, dobre. Okej. 49 minut.

Myślę, że wystarczy. Bardzo wam dziękuję za wspólną sesyjkę. Pozdrawiam was z wanny. Jeśli były tu słyszalne te dźwięki wody, to… przewołuje nasz energię wody do tego miejsca, do tej przestrzeni. Pięknie oczyszcza. To nie było sikanie. Do usłyszenia w następnych odcinkach.

Słuchaj

Dalej

Zazdrość, strach i złość – czyli jak oswoić trudne emocje | Odcinek 5

W dzisiejszym odcinku podcastu „Blisko Siebie Razem” rozmowa o trudnych emocjach, takich jak zazdrość i strach, oraz o tym, jak ważne jest umiejętne stawianie granic w relacjach. Joanna Rybacka dzieli się praktykami, które pomagają świadomie przeżywać te emocje, zamiast je tłumić, oraz wskazówkami, jak tworzyć zdrowe, autentyczne relacje.

czytaj dalej

Podoba Ci się podcast który tworzymy? Zostaw swój email i imię – damy Ci znać o następnych odcinkach